Komentarze: 0
Namieszalo sie w moim zyciu. Nie mam chyba sily nawet tego wszystkiego opisywac. Nie moge spac, nie mam apetytu....tylko ciagle mysle. Zwariowalam chyba, a jesli jeszcze nie, to na pewno wkrotce to zrobie. Zrezygnowalam z wygody i byc moze pewnej, bezpiecznej przyszlosci u boku spokojnego, kochajacego faceta i postawilam wszystko na jedna, zakryta karte. Karte oznaczona literka W.
W. poznalam na imprezie. Ponoc juz w lecie, ale nie pamietalam go, wiec twierdze,ze poznalam go w piatek. Spodobal mi sie, bo jest chudy i rozczochrany i ma buzke jak maly chlopczyk.
Rozmowa zaczela sie od tego,ze obiecalam mu zapozowac do aktow, ktore musi zrobic na zaliczenie do szkoly. A potem to juz poszlo....gadalismy dlugo i wyglupialismy sie. Bylismy na spacerze, hustal mnie na hustawce, calowalismy sie na sniegu i platki rozpuszczaly nam sie na ustach. Gadalismy o wszystkim. Okazalo sie, ze tematow nie brakuje chyba nigdy i w wielu istotnych sprawach sie zgadzamy, mamy podobne poglady i podejscie do zycia. Spacer mial byc krotki, a jak z niego wrocilismy, to z zaskoczeniem odkrylismy,ze juz po imprezie. Poszlismy pieszo do mnie. Znowu dlugie rozmowy po drodze. W domu polozylismy sie w kuchni na materacu....troche swirowania, troche gadek. Nie kochalismy sie, ale cudownie bylo tak razem lezec.
Nastepnego dnia spotkanie. Przyznalam sie, ze z kims jeszcze sie spotykam, ale go nie kocham i nie chce z nim byc. Ciezka rozkmina- co dalej. On nie chcial sie wpychac miedzy wodke a zakaske, ja czulam, ze poznalam kogos,kogo moglabym pokochac i ze jesli nie sprobuje i nie zobacze jak moze z nim byc, to bede zalowac do konca zycia. Jednak decyzja nie zapadla...kiedy odchodzil spod mojej bramy, stalam pod nia nim zaczeli nadchodzic sasiedzi i walczylam z soba, czy zatrzymac go , czy nie. Nie zatrzymalam. W domu masakra....siedzialam sama pod kocem i chcialo mi sie wyc. Balam sie decyzji. Nie chcialam krzywdzic Kamila, ale siebie tez nie chcialam. A jednak tez balam i boje sie nadal czy to wielkie, spektakularne BUM! nie bedzie mialo podobnego zakonczenia :( Wyslalam troche smsow, po jakims czasie napisalam do W. w momencie kiedy wyslalam swoj sms, do mnie doszedl od niego. Nawet w tej samej chwili pisalismy do siebie! Wyslalismy ich chyba z 5 kazde z nas. Obojgu bylo ciezko. Jednak coraz bardziej przekonana bylam, ze musze sprobowac. W poniedzialek na krotko spotkalismy sie u kolezanki. Spacer za reke i pocalunek na pozegnanie....a potem kolacja z Kamilem. Nie umialam oszukiwac. Zaczal cos podejrzewac. Nie moglam inaczej...od jakiegos czasu dzialal mi na nerwy. A poza tym ja nigdy go nie kochalam i chyba juz nie pokocham. A nie umiem byc z kims, kogo nie kocham. Coraz wiecej rzeczy mnie draznilo, poklocilismy sie raz porzadnie, a kiedy trzasnal drzwiami i wyszedl nawet nie bylo mi przykro. A poza tym bylo nudno...Jednak na tej kolacji jeszcze nic mu nie powiedzialam.
We wtorek, czyli wczoraj znowu spotkanie z W. chcial,zebym przyszla do niego do szkoly. Poszlam i zabral mnie na jedna lekcje. Bylo smiesznie na maxa. Dziwna ta jego szkola straszecznie, ale najsmieszniejsze jest to, ze bylam jedyna osoba bioraca aktywny udzial w zajeciach. Odpowiadalam na pytania itd...na koniec W. upomnial sie o plusa i dostal go, po tym jak powiedzialam panu profesorowi, ze my jestesmy jako jedno :) Jaki W. byl ze mnie dumny :) Caly wieczor to przezywal. Pozniej bylismy na kawie. Znow pelno tematow do obgadania i czas lecial niewiarygodnie szybko. Nie wszystko to, co mowil podobalo mi sie. O zwiazkach mamy troszke rozbiezne pojecie...co prawda w szczegolach sie roznimy, ale nie wiem jak to wyjdzie w praktyce.
Spodobal mi sie jeden moment, kiedy on cos opowiadal i nagle przerwal, poszukal wzrokiem mojej reki, chwycil ja i powiedzial "Musze Cie czuc, jak z Toba rozmawiam".
Pozniej ja bylam na zajeciach, potem pojechalismy na obiad, potem na piwko i jeszcze na spacer. I ciagle gadalismy i gadalismy :) Wciaz trzymal mnie za reke i bylo cudownie. Mowil duzo milych rzeczy. I wiele madrych. I coraz bardziej mi sie podobal. Odwiozl mnie do domu, ciezko sie bylo rozstac, wiedzac, ze nie zobaczymy sie do Sylwestra, albo dalej (bo z Sylwestrem nic nie wiadomo). W nocy jeszcze przyslal bardzo slodkiego smsa. A ja przed tym napisalam Kamilowi, ze koniec z nami. Najpierw odpisal bardzo rozzalony,ale rano juz przepraszal i generalnie jest lepiej niz myslalam.
Dzis juz jechalam do domu. Gdy wsiadlam do autobusu dostalam smsa od W. kiedy jade. Odpisalam,ze za pare minut. Za 3 zjawil sie pod autobusem razem z Dzol Dzolem (nasza kumpela, na ktorej imprezie sie poznalismy) . Na jakiejs ulotce narysowal dlugopisem serduszko i przykleil mi to do szyby. Nie wytrzymalam i wyszlam z autobusu, zeby dac mu buziaka. Pogadalismy 2 minuty i malo brakowalo,a autobus odjechalby beze mnie :) To byla urocza, romantyczna i slodka sytuacja :)
Teraz ciagle wysyla mi czarujace smski i juz za nim tesknie. Jest zupelnie inaczej niz z Kamilem. Moze to mniej zdrowe i bardziej ryzykowne, ale nie jest nudno i czuje sie taka nakrecona! Problem jest jeszcze tylko z Sylwestrem, bo moja ekipa stad chce,zebym byla z nimi,a W. chce,zebym byla z nim...jednak sam do mnie przyjechac nie chce :( Konflikt interesow. Nie wiem co zrobie, ale chyba pojade. Kto wie, ile wspolnych Sylwestrow bedzie nam danych? A tutaj zrobie urodziny, na ktore wszystkich zaprosze. A w prawdziwy dzien swoich urodzin bede jechala do W. mam nadzieje,ze mi to jakos wynagrodzi, ze spedzam wlasne urodziny w pksie z jego powodu ;P
I tak w wielkim skrocie wyglada historia mojego fatalnego zauroczenia. Wierze w to,ze tym razem bedzie miala happy end. To moje swiateczne zyczenie. I Noworoczne tez. Wiecej nie mam i nie oczekuje od zycia. Z reszta sobie poradze, byle tutaj bylo dobrze:)