Komentarze: 3
Nie chce mi sie nawet o tym pisac, ale ostatnio cos sie psuje. Niby to jest moja wina, ale ja w sumie nie wiem...nie jestem przekonana, ze to wszystko co robie jest az tak krzywdzace. To chyba zalezy od pewnych indywidualnych granic, a niestety kazde z nas, ma je w innym miejscu...i co teraz? Dostaje juz od tego szalu i obledu. Nie ma prawie dnia bez klotni, bez wypominania mi roznych rzeczy. Jak patrze na notki sprzed paru miesiecy, to nie moge uwierzyc, to sie tak szybko diametralnie zmienilo :( Zaczynam miec coraz wieksze watpliwosci, czy on mnie jeszcze kocha.... bo jesli kocha, to jakas dziwna miloscia :(
A najdziwniejsze z tego wszystkiego to jest jeszcze to, ze mamy sie przeprowadzac do jednego mieszkania. I to teoretycznie juz tej zimy! Tak sie cieszylam, zaczelam juz planowac rozne rzeczy i marzyc i w ogole...a on mnie tak przybija mowiac wciaz o tym jaka jestem niedobra i jak bardzo go krzywdze na kazdym kroku. Normalnie nie moge w to wszystko uwierzyc! Wszystko sie tak skomplikowalo...ale jakos nie mozemy sie rozstac mimo,ze jest tak okropnie. Nic z tego nie rozumiem. Ale licze na to, ze jak sie wprowadzimy do "naszego gniazdka" to sie jakos to wszystko uspokoi, bo on bedzie mnie mial bardziej przy sobie i nie bedzie musial byc zazdrosny o wlasne domysly.
Jejku....gdzie jest ten moj W. o ktorym tyle tutaj pisalam? :(
A moze to dlatego, ze rozwod rodzicow, w szkole problemy, ja tez pare razy nie bylam ok (ale nie az tak,zeby szalec z wscieklosci)...? Moze mu przejdzie jak sie wszystko uspokoi i ulozy?
Tylko czy ja dam rade do tej pory nie zwariowac, to nie jestem pewna :